Zlotowe reminiscencje z Lublina

13.12.2011 | Bartosz Wilk

Po kwietniowym, X Oficjalnym Zlocie Kibiców Realu Madryt, który odbył się w Warszawie, tym razem udaliśmy się do Lublina. Nie ukrywamy, ze sam pomysł momentami wydawał się ryzykowny, bo jeszcze nigdy tak daleko na wschód nie zjeżdżała wesoła ekipa polskiego madridismo, poza tym dla wielu osób Lublin był do tej pory znany z mapy Bajmu i Budki Suflera. Wątpliwości zostały jednak szybko rozwiane – maili zgłoszeniowych przyszło blisko pół tysiąca, co zapowiadało najliczniejszy zlot w historii. Dość powiedzieć, ze samych drużyn do turnieju piłki nożnej zgłosiło się 2 razy więcej niż planowano, w związku z czym trzeba było wyselekcjonować te składające się z największej ilości członków Águila Blanca, gdyż – po ludzku – nie wystarczyłoby czasu na rozegranie go w takiej formie w jakiej zawsze był rozgrywany.

Lublin w piątek przywitał nas jesienno-zimowym deszczem ze śniegiem, co niektórzy obierali za złą wróżbę (w dniu pamiętnej manity w sporej części miast Polski spadł śnieg). Po zakwaterowaniu się przyjezdnych, od godziny 21, kibice Realu spragnieni integracji i napojów chłodząco-wzmacniających zaczęli się gromadzić w pubie Czarna Owca. Oprócz liczby uczestników, zaskakującym był tez fakt, jak szybko rozeszła się pierwsza partia okolicznościowych koszulek, z których sprzedaży dochód przeznaczony był na spełnienie marzenia Przemka. To zapowiadało jedynie, ze na sobotni turniej piłkarski jeden z organizatorów musi – śladem „przedsiębiorców” zza wschodniej granicy – zapakować pudłami cały samochód i dostarczyć większą ilość tychże koszulek.

Ale wracając do spotkania integracyjnego – uczestnicy zlotu, którzy na swoim „koncie zlotowym” mają już sporo spotkań zaliczonych, jednogłośnie stwierdzili, że takiej imprezy integracyjnej przy okazji zlotu jeszcze nie było. Ciągłe śpiewy (i te zasługujące jak najbardziej na pochwałę i te, którym poświęcimy osobny akapit pod koniec relacji), rozmowy o piłce i nie tylko, żarty, wspominanie dawnych zlotów przez „wyjadaczy” i poznawanie się z osobami, dla których było to pierwsze spotkanie w tak wielkim gronie polskiego madridismo – wszystko to z czego powinna składać się dobrze pojęta integracja.

Po tak spędzonym piątkowym wieczorze, od sobotniego południa czekał nas turniej piłki nożnej rozgrywany na hali Akademickiego Ośrodka Sportu. 10 drużyn podzielonych na dwie grupy walczyło o miano najlepszej na XI Oficjalnym Zlocie Kibiców Realu Madryt. Kolejnym miłym zaskoczeniem była liczba lubelskich mediów, które naszym spotkaniem były zainteresowane. I tak, co chwilę można było spotkać prezesa Águila Blanca Darka Dobka, który z uśmiechem odpowiadał na kolejne pytania czy to zadawane na żywo czy też przez telefon, można było spotkać szalejącego redaktora Radia Lublin, który swoim dyktafonem niczym snajper wyławiał kolejne „ofiary” do przeprowadzenia wywiadu. Jak się okazało był nawet kibic, który swoją pracę licencjacką pisze na temat kibiców Realu Madryt w Polsce, więc i on korzystając z okazji przepytywał chętne osoby. Jednym słowem – przyjemne z pożytecznym.

Po kilkugodzinnych zmaganiach na hali czas było zacząć myśleć o kulminacyjnym momencie każdego zlotu – Gran Derbi. Od godziny 20:30 w klubie Kazik gromadziła się rodzina polskiego madridismo, która w ten wieczór przekroczyła (wg szacunków organizatorów) 300 osób. Sam klub był fantastycznie przygotowany do takiego wydarzenia, dbając o każdy szczegół – od pięknych i uśmiechniętych barmanek ubranych w okolicznościowe koszulki zlotowe (pozdrowienia dla Pani wzbraniającej się ze wszystkich sił przed pozowaniem do fotografii ;)), aż do całego zaplecza technicznego (telebimy, rzutniki, ekrany) które umożliwiało obejrzenie owego wydarzenia w TV.

Sam mecz możemy przemilczeć, tym bardziej jego wynik. Chcieliśmy natomiast zwrócić uwagę na inną rzecz, która się pojawiła (być może przez frustrację a być może przez jakieś niezidentyfikowane siły paranormalne), a w pewnych chwilach w trakcie oglądania meczu sprawiała, ze zażenowanie zachowaniem sporej części oglądających mecz w Klubie Kazik było większe niż sobotnim występem Cristiano Ronaldo. Długo zastanawialiśmy się czy o tym pisać, ale może na przyszłość odniesie to jakieś pozytywne skutki. Otóż ograniczanie się do okrzyków w większości „Puta Barça” i innych okazujących nienawiść do naszego rywala jest – jak zresztą powiedział zapytany przez nas jeden z „nakręcających” taką formę „kibicowania” – typowo polskim pojmowaniem dopingu. O innych okrzykach, które wznosiły się z sali lepiej nie wspominać. Było to tym gorsze, ze skutecznie zagłuszało próby intonowania przyśpiewek przez osoby, dla których kibicowanie Królewskim stoi wyżej w hierarchii niż nienawiść do Barcelony. Warto uczciwie wspomnieć, ze na szczęście te osoby tworzyły również spora grupę. Nie osiągajmy poziomu kibiców Barcelony, którzy bardzo lubią w chwilach swoich największych sukcesów intonować słynne „Madrid, cabrón…”, tym bardziej że w Madrycie jest tak wielka liczba wspaniałych przyśpiewek, co było długimi momentami widoczne w piątkowy wieczór podczas spotkania integracyjnego.

I jeszcze na koniec – wielkie podziękowania dla trójki organizatorów, która sprawiła, ze zdanie z pierwszego akapitu odnośnie postrzegania Lublina przez osoby z innych części Polski, w kręgu polskich madridistas, stało się nieaktualne.

Do zobaczenia na następnym, XII Oficjalnym Zlocie Kibiców Realu Madryt, już w przyszłym roku, gdzieś w Polsce…

Archiwum